Hej ♥ ♥ ♥
Dzisiaj troszkę jakiegoś opowiadania :) Łapcie te, najbardziej mi się podoba z tych co napisałam do tej pory :)
Poznali się w sieci. Napisał do niej na Facebook-u, tak wszystko się zaczęło. Oddaleni od siebie o setki kilometrów nie myśleli, że może być z tego coś więcej jak zwykłe pisanie lub rozmowy przez skype. Jednak wraz z upływem czasu ona zaczynała się przywiązywać do Erika, martwiła się jak nie miała z nim kontaktu, czuła się z nim w jakiś sposób powiązana. Przeżywała razem z nim smutek, rozpacz, szczęście. Natomiast on bronił się przed tym co zaczynało się tlić między nimi. Próbował nie angażować się, jednak Sylwia była typem łobuziary. Ciągle coś się jej przytrafiało. Złe towarzystwo, późne wypady na miasto, imprezy, bójki. Dni mijały, a on już nie mógł się dłużej powstrzymywać. Zaproponował jej wspólnego sylwestra, była zaskoczona, a zarazem wystraszona. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, jednak po namysłach zgodziła się. Z dnia na dzień stawali się sobie bliżsi, a wyczekiwana noc pędziła ku nich. Mieli się spotkać na motocyklach w Zajeździe Dzikiego Kojota. Ona ubrała się tak jak uwielbiała czarne skórzane spodnie, wysokie buty z ćwiekami, czarna kurtka z napisem „Za szybcy by żyć, za młodzi by umierać”, czerwone pasma włosów rozpuściła i założyła kask, zapięła rękawiczki i ruszyła w nieznane. On już czekał na nią, gdy podjechała. Jego czarne włosy lśniły w blasku lamp, a oczy patrzyły wprost na nią. Znieruchomiała, nie spodziewała się, że jego obecność tak ją zdezorientuje. Pomimo wszystko zgasiła silnik i zsiadła z motoru nie ściągając kasku.
- Sądziłem, że zrezygnowałaś.- No co Ty, taka pokusa, że nawet sam Wolker by przyszedł. – Jego śmiech niósł się w ciemności.
Podszedł do niej, rozpiął kask i spytał:
- Czy żółw pokaże swój pyszczek?
- Nie ma nic za darmo. – Uśmiechnął się.
- Czego żądasz?
- Pizze z podwójnym serem, cole i lody kokosowe.
- O ho ho! Niech pomyślę… Zgoda! Zdejmuj kask. – Zdjęła kask, a jego oczom ukazała się jej piękna twarz, brązowe oczy błyszczały w ciemności, czerwone usta ułożyły się w uśmiech.
- Co się tak na mnie patrzysz? Wiedziałeś jak wyglądam więc skąd u ciebie takie zdziwienie?
- Bo… Na żywo jesteś jeszcze piękniejsza. – Poczuła jak rumieniec tańczy na jej policzkach.
- Dobra. Starczy, bo się zarumienię. Idziemy?
-Tak, tak… Jasne. Panie przodem lub koło mnie.
- Wolę przed tobą.
- Więc niech tak się stanie. Proszę. – Puścił ją przodem. Obserwował jak pewnie stawia kroki, jak rubinowe włosy rozwiewa wiatr, jak delikatnie kołysze biodrami.
- Czy ty patrzysz się na mój tyłek? – Odwróciła się do niego.
- Tak. Jest bardzo atrakcyjny. – Łobuzerski uśmieszek i w tej samej chwil złapał ją za rękę i pociągną za sobą. Weszli do środka i o dziwo ludzi było bardzo mało. Zajęli stolik pod ścianą i złożyli zamówienie.
Wieczór spędzili na rozmowie, tańcu i dobrej zabawie. Spotykali się tak często jak mogli. Ich życie zamieniało się w bajkę. Nie mogli żyć już bez siebie. Mieli wspólne plany. Marzenia. Myśleli, że będą razem do końca życia. Jednak los chciał inaczej. W nocy wracał do domu po spotkaniu z nią w zajeździe. Ciepły wiatr owiewał go, gwiazdy jasno świeciły i księżyc wisiał nisko. Myślał o niej. Nie śpieszył się nigdzie, cieszył się jazdą, dźwiękiem pracy silnika. Przed nim jechało czarne BMW, ruch na drodze jak nigdy. Zadzwonił jego telefon, spojrzał na kieszeń z myślą, że to Sylwia. Skręcił na pobocze, wyjął telefon, połączenie nieodebrane. Numer nieznany. Oddzwonił, odebrała jakaś kobieta.
- Czy Sylwia… Sylwia była twoją koleżanką?
- Kto mówi? Kim pani jest?
- Mama Sylwii.
- Ja jestem jej chłopakiem… Coś się stało? – Zapadła długa cisza.
- Sylwia… Jest w szpitalu. – Puls mu przyśpieszył.
- Gdzie?!
- Św. Marii.
- Jadę.
Parę minut później był już w szpitalu. Podbiegł do recepcji.
- Przepraszam, gdzie leży Sylwia Szamok?
- Na OIOMie.
- Mogę do niej iść? Proszę. Błagam.
- Czas wizyt już się skończył, przykro mi… Proszę przyjechać jutro. Od godziny 10.00 do 15.00 można odwiedzać parę minut chorego, sam pan rozumie.
- Ale ja muszę ją zobaczyć!
- Nie może pan.
- Proszę, na chwile…
- Dziś jest to nie możliwe. Jutro proszę przyjść.
- Który pokój? Poczekam.
- 219. Tym korytarzem i potem w lewo.
- Dziękuje.
Ruszył wskazanym korytarzem, pod salą siedziała jakaś kobieta. Twarz miała zalaną łzami. Ręce drżały jej zaciśnięte na kolanach. Podniosła wzrok i spojrzała na Erika.
- Ty jesteś Erik? – Skiną jej. – Mówiła mi o tobie.
- Co się stało? – Spojrzała na szklane drzwi prowadzące do jej córki.
- Wracała ze spotkania z tobą, kierowca jej nie zauważył… I ona nie zdążyła zareagować. – Łzy spłynęły po jego polikach.
- Boże… – Upadł na kolana i zaniósł się płaczem. Jej matka patrzyła na Erika i nie wiedziała co zrobić, ani powiedzieć. Jednak rozumiała jego ból. W końcu wstała i podeszła do niego, dotknęła jego ramienia i pomogła mu wstać. Usiedli oboje na krzesłach i patrzyli na drzwi. Chłopak podniósł się i podszedł do szkła dzielącego go z Sylwią. Zobaczył ją. Była blada, siniaki, zadrapania, rany kalały jej twarz. Włosy zamknięte pod masą bandaży. Kilometry kabli i rurek otaczały ją, starając się pomóc. Monitory świeciły i informowały lekarzy. Dźwięk jej pulsu niósł się po sali. Bezsilność dopadła chłopaka. Nie mógł nic zrobić, tylko czekać. Wrócił do krzesła i usiadł, chowając twarz w dłoniach.
- Długo się znacie? – Zaskoczyła go tym pytaniem.
- 9 miesięcy i 2 dni. – Blady uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Skąd się znacie?
- Z internetu, najpierw to była zwykła zabawa, potem wszystko zaczynało… się robić na poważnie.
- Daleko mieszkasz?
- Tak mniej więcej 180 km stąd.
- Czemu akurat ona?
- Jest piękna, mądra, czuła… Uparta – zaśmiała się – , mamy wspólną pasję… Czuje, że ona jest tą na którą czekałem. Tą, która będzie przy mnie kiedy świat ode mnie odejdzie. Zawsze wiedziałem, że nie ważne co to mogę na nią liczyć. Mamy wspólne plany, marzenia, wspomnienia, szczęśliwe chwile.
- Kochasz ją?
- Słowo kocham nic nie znaczy, bo to co do niej czuje jest silniejsze niż wszystkie „kocham” całego świata.
- To dlatego była taka szczęśliwa. Ostatnim czasem jest ciepła, czuła, uśmiecha się. Od śmierci ojca i brata… Była zimna jak lód. Nienawidziła świata, buntowała się, krzywdziła siebie. Dzięki tobie znów jest taka jak kiedyś, choć w paru procentach. Od kiedy się spotykacie?
- Nic mi nie mówiła o ojcu i bracie… Spotykamy się od trzech miesięcy.
- Nigdy o tym nie mówi. Nie rozmawia z nikim na ten temat, nawet ze mną.
- Rozumiem… – W środku jednak czuł ból, że nigdy nic mu nie wspomniała na ten temat, nawet kiedy pytał o jej rodzinę.
Zapadła cisza, którą przerywał dźwięk dochodzący z sali. Niespodziewanie dźwięk był coraz rzadszy. Zwalniał. On poderwał się z krzesła i pobiegł do łóżka Sylwii. Patrzył na wskaźnik pulsu. Słabł. Jej serce przestawało bić. Nagle w sali było mnóstwo lekarzy. Krzyczeli, hałasowali. Erik stał i trzymał jej dłoń. Poczuł, że ktoś go od niej odciąga i coś krzyczy. Nie reagował, tylko pozwolił się wyciągnąć z pokoju. Matka Sylwii siedziała przerażona, blada, oczy wpatrzone w sytuacje na sali. Pielęgniarze walczyli o każde uderzenie serca. Po paru minutach starań słychać było tylko pisk maszyny informując, że jej serce bić przestało. Poczuł jak jego serce pęka, gardło się ściska, a rozpacz go rozpiera… Odpycha lekarzy i podchodzi do niej, przytula ją i krzyczy „Obudź się!”, „Potrzebuje cie!” , „Proszę…! Wróć do mnie!”. Czuje, że jego życie jest bez znaczenia, nie ma po co żyć jeśli jej nie ma. Ostatni raz ją całuje w czoło, dotyka jej twarzy, łzy kapią na jej twarz.
- Do zobaczenia za kilka chwil. – Słowa zawisły w pomieszczeniu, wybiegł z sali.
Odpala motocykl, jedzie na oślep, nie zwraca uwagi na nic. Ma tylko nadzieje, że umrze. Naprzeciwko niego zaczyna trąbić tir, Erik dodaje gazu, kierowca ciężarówki chce uniknąć wypadku. Jednak… Tir trafia w poślizg i uderza prosto w motocykl. Chłopak nie czuje już nic.
Dwa dni później matka Sylwii, wraz z rodziną Erika żegna swoje dzieci. Pogrzeb jest taki jaki chciała Sylwia. Już parę miesięcy wcześniej powiedziała matce, że jeśli umrze to chce mieć biały pogrzeb. Jej matka nie sądziła, iż kiedykolwiek będzie realizować wizje córki. Na pogrzebie nie było czerni, jedynie biel i błękit. Sylwia w kremowej sukni wyglądała jakby spała. Erik miał biały garnitur i błękitny krawat. Zostali pochowani obok siebie. Nikt nie śpiewał im religijnych piosenek, tylko rozchodziła się piosenka Celine Dion – My heart will go on. Każdy miał białe róże. Spuszczono trumny, przyjaciele i rodzina rzuciła kwiaty za nimi, rodzice grudki ziemi. Patrzyli jak ich dzieci odchodzą na zawsze, żegnają się z nimi po raz ostatni.
Kochani moi tekst ma jedno przesłanie : MOTOCYKLE WSZĘDZIE! SPÓJRZ W LUSTERKA DWA RAZY KIEROWCO! TWOJE PIERWSZE WYPRZEDZANIE MOŻE BYĆ DLA MOTOCYKLISTY OSTATNIM! MIEJMY DO SIEBIE WZAJEMNY SZACUNEK!
Myślę że podoba Wam sie moj blog oraz spodoba sie ten post. W komentarzach piszcie co myślicie o tym poście. I zostawcie swoje blogi chętnie zajże :)
Pa pa :)
Piękne
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
OdpowiedzUsuń